Followers

poniedziałek, 20 października 2014

Stylissima Boutique

Po dłuższej przerwie nadszedł czas na powrót do bloggera, a przede wszystkim do Was! :)

Koniec wakacji już dawno
 za nami, a co za tym idzie, większość z nas rozpoczęła kolejny rok nauki. My studenci mamy szczęście mając aż 3 miesiące wolnego. Cóż z tego jak przez większość czasu siedzimy w sezonowych pracach, by zarobić kilka groszy na nasze małe wydatki. W tym roku zdecydowałam się ubiegać o stanowisko sprzedawcy w międzyzdrojskich butikach bądź w typowych sklepach - sieciówkach. Jednak zacznijmy relację od początku. Miesiąc lipiec rozpoczęłam wyprawą do Gdyni na wesele mojego kuzyna. Dla mnie był to bardzo długo wyczekiwany wyjazd, gdyż jeszcze nigdy nie miałam okazji zawitać w ich strony. Będziecie mieli okazję poczytać więcej o moim wyjeździe i o weselu w bliższym bądź dalszym poście. 


Nazajutrz po przyjeździe z wycieczki rozpoczynałam pierwszy dzień pracy w Stylissima Boutique Międzyzdrojach. Gdzieś tam w głębi duszy po troszku marzyłam sobie, że będę kiedyś pracować w tego typu butiku. Nie sądziłam jednak że nastąpi to aż tak szybko. Jaki z tego wniosek? Nie warto przestawać wierzyć w spełnienie swoich marzeń, nawet tych z końca listy. Praktycznie całe moje dotychczasowe życie byłam przekonana, że w takich sklepach pracują panie które są ubrane w najlepsze marki, o figurze modelek oraz wyglądzie gwiazd jakby przed chwilą wyszykował je sztab makijażystów i fryzjerów. Nic bardziej mylnego. Wiadomo że pracując w butiku, gdzie odzież nie jest w standardowych niskich cenach, trzeba mieć schludny i elegancki wygląd. Jednak nie jest wymagane by prezentować się niczym na rozdanie Oscarów. Ważniejsza jest komunikatywność, umiejętność pomocy oraz znajomość języków obcych.
W Stylissima spędziłam dwa miesiące i to co miałam okazję widzieć i słyszeć, przechodziło czasem wszelkie granice. W sumie gdybym się postarała to może i nawet napisałabym o tym książkę. Pozwoliłam sobie jednak na wypisanie najczęściej spotykanych sytuacji w mojej pracy.
1. Kultura? A co to takiego?
Bardzo duży odsetek pań nie potrafi powiedzieć / odpowiedzieć "Dzień dobry", o "Do widzenia" czy "Dziękuję" już nie wspomnę. Ma pani zły dzień? No faktycznie nie fajnie, ale czy musi pani się na mnie wyżywać? Bardzo duży problem u płci pięknej. Potrafiły zbluzgać mnie za cenę / kolor bluzki / rozmiar itp. w sumie za każdą pierdołę. Żeby było jeszcze zabawniej, mniej kulturalne są Polki...
2. Jedne ZA duże, drugie ZA małe.
Pracując w butiku miałam do czynienia z bardzo duża liczbą kobiet. Każda z nich praktycznie była z innej części Polski czy Europy. Gdy tak przemierzały moje metry kwadratowe dosyć często przyglądałam się ich ubiorom. Najczęstszym problemem w tej kwestii były źle dobrane buty. Po kilku tygodniach już nie dziwiły mnie wystające palce i pięty czy klapiące buty. Promocja promocją, ale obuwie musi być odpowiednio dopasowane.

3. Rozmiar 36 będzie na mnie dobry!
Kobieta zawsze będzie chciała zmieścić się w mniejszy rozmiar niż ten który faktycznie nosi. Co natomiast zrobić gdy rozmiar 44, usilnie chce wejść w 40 czy o zgrozo w 36? Delikatne sugestie że nie jest to możliwe nie wchodzą nawet w grę. Jak się babsko uprze to już koniec, a trzeba walczyć bo potem nie ma nikogo do zapłaty za zniszczony towar.
4. Ależ ja nie mam żadnego makijażu!
Lipiec, temperatura osiągała 40 stopni w słońcu, mimo to panie potrafiły nałożyć na siebie tony make-upu. Po krótkim czasie wszystko zaczynało im spływać z twarzy. W tym momencie nachodziła je największa ochota na wysmarowywanie, pardon - przymierzanie ciuchów. Wygonić nie można, zabronić nie można. Potem były pytania czy jakiejś zniżki, rabaciku nie dostaną bo ubrania były ubrudzone kosmetykami...

5. O jedno zero mniej.
Do sklepów chodzimy na zakupy, logiczne. Jednak mniej logiczne jest to że w butiku o nazwie "Stylissima Boutique" ceny ubrań nie będą równe 10 zł. Dosyć częstym zjawiskiem były głośne komentarze pań odnośnie wartości asortymentu. Przecież same dobrze wiedziały do jakiego sklepu wchodzą. Oczekując bardzo dobrej jakości, wyszukanego stylu a do tego rodzimej czy włoskiej produkcji niech się nie spodziewają cen jak za chińskie, kontenerowe rzeczy. Chociaż i te czasem są droższe niż ubrania w butikach.
6. Może jeszcze frytki do tego?
Mama na zakupach z dziećmi. Nie było chyba nic gorszego. Wymazane wszystkie lustra, gabloty, rozwalone kotary od przymierzalni, pozrzucane ubrania z wieszaków - to tylko ogólny zarys wyglądu sklepu po rodzinnych zakupach. Najgorsze było w tym wszystkim to, że rodzice mieli gdzieś co ich pociechy wyrabiały. Może powinnam pełnić tam drugi etap jako niania? :)

7. Taniej się nie da?
Rabaty, rabaciki mniej o złotówkę lub dwa grosiki. Bezczelność ludzka przekraczała czasem wszelkie granice. Dla przykładu: pewien mąż pewnej klientki wydzwaniał do mojej szefowej (!) po kolejną zniżkę, mimo że i tak miał już taniej o 80 zł dzięki letniej wyprzedaży. Miałam też panie które początkowo wchodziły mi w d... jak się tylko dało, a gdy przyszło do płacenia i cena nie uległa zmianie to wychodziły obrażone bez słowa pożegnania. Licytacje bywały minimum kilka razy dziennie, od 9 zł taniej do prawie 100 zł. Najlepiej by było gdyby żeby wszystko było za darmo i żeby jeszcze dopłacić za wzięcie towaru.
8. ''Bo z kobietami nigdy nie wie, oj nie wie się...''
Pomóc czy nie pomóc, o to jest pytanie. Wiadomo że każdego klienta obsługuję się na miarę możliwości. Cały butik był pod moją ''opieką''. Przez całe 2 miesiące byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie. Mając kilka klientek w sklepie, z czego każda potrzebowała pomocy w czymś innym, nie byłam w stanie obsłużyć ich tak jak bym tego bardzo chciała. Jednak gdy któraś z pań prosiła mnie o pomoc w doborze fasonu / koloru / rozmiaru starałam się wtedy rozdwoić by znaleźć dokładnie to czego ona poszukiwała. Szkoda tylko, że nagle ta kobieta przestała zwracać na mnie uwagę. Najpierw domagała się pomocy, a teraz ma mnie gdzieś i przykładowo zajmuje się swoją psiapsiółeczką. Co za wredne babsztyle! Czy ja się produkowałam dla samej siebie czy dla niej? Po co marnować mój czas który mogłam poświęcić milszej i bardziej potrzebującej tego klientce? 

Powyżej podałam Wam listę 8 rzeczy które uderzyły mnie najbardziej w ciągu tegorocznej sezonowej pracy. Mimo tych "cudownych" sytuacji dałam radę wytrwać do końca, chociaż czasem było bardzo trudno. Bardzo się cieszę że udało mi się zdobyć tam pracę, gdyż dzięki temu zyskałam nowe punkty doświadczenia (niczym w Simsach :)

Mam nadzieje, że ten wpis otworzy co poniektórym oczy a całej reszcie poprawi humor :)



sobota, 26 lipca 2014

Little party never killed nobody!

Przyszedł czas na kolejny spóźniony post. Nie lubię publikować niepełnych notek, dlatego też wynikają u mnie opóźnienia z przekazywaniem Wam bieżących informacji. 

Jak już kiedyś wam wspominałam, 25 kwietnia wraz z dwoma innymi jubilatkami, urządzałam imprezę urodzinową. Całość odbyła się w mojej skromnej rezydencji i zakończyłyśmy ją pajama party. Praca i czas jaki został włożony w całe przygotowania, został wynagrodzony cudownymi wspomnieniami i zdjęciami. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to były najlepsze urodziny jakie mogłam sobie wymarzyć. Z dziewczynami znam się ze studiów, czyli stosunkowo niedługo, ale uważam że stanowimy zwariowaną paczkę. Początkowo miał być tylko tort i coś dobrego do przegryzienia, takie zwykłe babskie spotkanie. Po burzy mózgów wyszły urodziny - przebieranki, cały pokój w balonach umocowanych pod sufitem, tańce, karaoke, domowy likier a'la malibu i pingwin Stefan (bajerant wieczoru!). Jeżeli chodzi o przebranie, to każda z nas miała wolny wybór. Zainspirowana stylizacją Fergie w teledysku "Little party never killed nobody", zdecydowałam się wrócić do lat 20. Na imprezie znalazła się również reprezentantka Dalekiego Wschodu, Jedi, Trafalgar Law oraz Indianka (niektórym być może znana jako Panna Licho :)

Jeszcze na koniec wyjaśnię dodatki na torcie. Otóż świętowałyśmy ukończenie przeze mnie i Trafalgara 22 urodzin oraz 23 urodziny Jedi, stąd taka kombinacja świeczek. Dodatkowo wpadłam na pomysł, by każda z jubilatek miała swój charakterystyczny symbol na torcie. I tym sposobem ja miałam zdjęcie jak z polaroidu z wisienkami, Law przypadł WSAD (chodzi o ten na klawiaturze :), a Jedi miecz świetlny i słodki pingwinek. Mniej więcej możecie się domyśleć skąd takie a nie inne dekoracje cukiernicze. Tort wraz z figurkami w całości został wykonany przeze mnie. Osiągnął wagę 3,5 cudownie słodkich i smacznych kilogramów! :)

Zapraszam na poniższą fotorelację, gdzie były piękne kobiety, wino i śpiew! :)
 
sukienka (dress) - River Island / opaska (band) - DIY / rękawiczki (gloves) - nn 
P.S. Reszta zdjęć z urodzin pozostanie ściśle tajna! :)


sobota, 28 czerwca 2014

"I'm good but not an angel"

Bardzo, ale to bardzo spóźniony post z relacją z otwarcia Sinsay w Szczecinie. Spóźniony o prawie 3 miesiące! Z miłą chęcią dodałabym go wcześniej, ale niestety czekałam (ale się nie doczekałam) na kilka zdjęć, na których mi zależało. No trudno, nie zawsze można na kogoś liczyć :)

Otwarcie odbyło się w dniu 28.03.2014, w C.H. Galaxy. Na imprezę zostałam zaproszona, wraz z innymi dziewczynami i naszym rodzynkiem, w charakterze VIP'ów. Dla mnie było to bardzo miłe doświadczenie i poczułam się doceniona, w tym co robię dla przyjemności. Na otwarciu była masa konkursów, fotobudka, DJ, wprasowanki wykonywane na miejscu, zniżki, pełno szalejących zakupoholiczek oraz kolejki do przymierzalni i kas. Mimo tego ogromnego chaosu jaki tam panował, dziewczyny z obsługi ogarniały wszystko w trymiga :)

Nie ma co więcej opowiadać, bo zapewne większość z Was zna asortyment tego sklepu. Za to zapraszam do poniższej fotorelacji! Było mnóstwo śmiechu i dobrej zabawy, co z resztą doskonale widać na zdjęciach :)
 P.S. Zdjęcia zapożyczone ze strony Sinsay, Katsuumi, StrasznaSzafa :)

środa, 28 maja 2014

New one.

Dzisiejszy post w całości będzie poświęcony nowościom z ostatniego miesiąca. Niestety nie wrzucam całości - nie było by widać końca tego postu. Dlatego też z tych wszystkich rzeczy, wybrałam te najfajniejsze którymi chciałabym się pochwalić :)

25 kwietnia mi i mojemu M. stuknęły 3 lata związku. Postanowiliśmy sprawić sobie jakiś wyjątkowy prezent. Po długich namysłach wybór padł na koszulki dla par ze śmiesznymi nadrukami. Jesteśmy z nich bardzo zadowoleni, bo jakość materiałów jest bardzo dobra i naprasowanki sprawiają wiele frajdy, choć uważam że cena mogłaby być ciut mniejsza (biorąc pod uwagę wielkość nadruku...)
Moja tonowa kolekcja biżuterii została powiększona o sporą ilość nowych rzeczy. Pierścionki, kolczyki, bransoletki, naszyjniki - do wyboru, do koloru! Mam już swoich ulubieńców, a jednego mieliście już okazję zobaczyć we wcześniejszym poście :)
Od zawsze chciałam mieć zestaw do foundue, aż nadarzyła się okazja i o to mam. Fajny gadżet, idealny na domowe spotkania czy na samotne wieczory przy książce.
Sinsay

Mam jeszcze dla was w zanadrzu spóźnioną (i to bardzo) relację z otwarcia Sinsay w Szczecinie, gdzie zostałam zaproszona jako VIP. Niestety, mam troszkę na głowie w związku z uczelnią, praktykami i musicie poczekać, aż wszystko się u mnie ułoży!  :)